Blisko

Bóg zawsze najpierw kocha. Bez Jego ukochania nie byłoby śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Bez Jego miłości nie byłoby nas pięknie scalonych – bo ze zranieniami, szukaniem swego i patrzeniem pod własne nogi. Bez objawienia Jego miłości nie umielibyśmy kochać ani Jego, ani innych (1 Jana 4:19). Nieukochani, pozostajemy egoistami.

Dlatego Ewangelia jest o miłości. Dlatego wszystko w Biblii jest o kochaniu. Bo On nie tylko kocha doskonale, ale sam jest Miłością (1 Jana 4:8.16).

I takim też objawił mi się w bazie Iris Global w Pembie w Mozambiku, gdy sprowadziłam się tam pod koniec stycznia 2018 roku. Stało się to, gdy poznałam S. On pokochał mnie tam jak nikt inny.

Trzyletni chłopiec mieszka w bazie i jest ulubieńcem wszystkich. Dlatego, że kocha. Że wskakuje na mnie i oplata swoimi rączkami moją szyję, a nóżkami czepia się zwinnie tułowia. Bo potrafi przesiedzieć na moich kolanach całe nabożeństwo. Bo nie zwraca uwagi, czy wygłupiam się z nim jak inni, czy tylko ślę mu słodkie uśmiechy i tulę. Są ludzie, którym niezwykle łatwo przychodzi zabawa z dziećmi i tacy jak ja, którzy jak w każdej innej relacji potrzebują czasu do bliskości i otwartości. A S., on po prostu mnie kocha. Nawet taką. Jakby to, kim każdy z nas jest i jaki jest wobec niego, nie miało żadnego znaczenia. Inne dzieci nie zawsze takie są. Częściej odpowiadają otwartością na miarę naszej wobec nich otwartości.

I tak pewnego wieczora zasypiając, nie mogłam zapomnieć uśmiechniętej twarzy S. Była tak jasna i żywa, nawet przed moimi zamkniętymi oczami. I wówczas pojęłam, że tym obrazem mówi do mnie Bóg. Mówi o miłości, która nie robi różnicy między jednym człowiekiem a drugim. Mówi o kochaniu, które nie zwraca uwagi na to, czy ktoś wie czy nie wie co z tym ukochaniem w swoim kierunku zrobić. Mówi o miłości, która nie oczekuje niczego w zamian. Tylko chce być blisko. Najbliżej i najdłużej jak tylko można.

S. swoim prostym przywiązaniem uczy mnie o miłości Boga Taty. Miłości, która nie potrzebuje pozytywnej oceny, żeby kochać.

Takie kochanie pozbawia nas strachu. Ofiara Jezusa, która stała się z doskonałego kochania, zabiera blisko do Boga Taty. Pokazała mi to któregoś dnia mała dziewczynka.

Ma może dwa lata i jest śliczna. Jasne kręcone włosy i duże niebieskie oczy tak świecą w Afryce. Jej tata leżał na posadzce gazebo podczas naszego cotygodniowego spotkania zespołu. Ona, bez strachu, bez namysłu, bez porozumiewawczego spojrzenia rozsiadła się na brzuchu taty, oparła jasną główkę o Jego kolana i popijała sok z butelki. Zrobiła to, bo jest kochana. I to kochanie pozbawiło ją obaw. Zrobiła to, choć Tata jest wielki, a ona taka malutka.

I my dziś, jak małe dzieci, ukochane bez warunków, możemy przychodzić do sali tronowej Ojca i rozrzucić tam swoje zabawki. By w Jego bliskości stawać się bardziej jak Jezus.

Za to blisko jestem wdzięczna codziennie.

Leave a Reply