Ćwiczenia z niewygody

Przyszło mi żyć w świecie, gdzie ciągle jest lipiec. A temu z kolei towarzyszy tak ładne odczucie, że nieustannie mam wakacje, nieważne jak zajęty jest mój dzień. Błogosławieństwo dla ludzi, którzy dzieciństwo i dorosłe życie spędzili w klimacie umiarkowanym, a później zaszyli się w strefie podrównikowej. Ale jest i przykra strona tych okoliczności. To już drugi październik w Polsce, który mnie ominął. Druga jesień, która się dla mnie nie wydarzyła.

Tak zaczęłam dwa dni temu pisać do Ciebie list. Miało być jeszcze o tym, jak na naszej farmie pojawił się krokodyl i jeszcze, że zjadłam jego kawałek na niedzielny obiad.

Ale od wczoraj dalsza część mojego listu musi być już inna.

Kiedy wróciłam do Pemby po trzech miesiącach zmagań i walki, myślałam, że w tym roku już nic się trudnego nie wydarzy. Bo przecież zdaje nam się, że musi być jakiś limit niedogodności w naszym życiu. To nasze wewnętrzne poczucie sprawiedliwości, które przekonuje: już wystarczy ciężaru przypadającego na jedno życie. I z tą moją nieprawdą odpoczywałam.

W sobotę w restauracji przy plaży. Do momentu, gdy przyszło mi płacić i okazało się, że nie mogę kartą. Kilka godzin później dowiedziałam się, że nie można nigdzie w Mozambiku wybrać pieniędzy z bankomatu, ani używać karty. W niedzielę, że nie ma pomysłu jak zaradzić tej sytuacji i jak długo może ona potrwać. I tak wszyscy zostaliśmy bez dostępu do naszych pieniędzy.

Proszę, módl się o Mozambik, o ludzi tutaj. Proszę, módl się o cud bankomatów i kart płatniczych.

Liczę w dniach naszą odległość od Polski. 34.

Tymczasem moje ćwiczenia z niewygody trwają. Ale, wierzę, że miejsce, w którym żyję jest doskonałe. Bo ta doskonałość to nie sprawa wygody czy moich upodobań. To sprawa Tego, który wie najlepiej, co jest dla mnie na teraz. To sprawa ukrycia się w Tym, który zawsze i wszędzie jest moim Domem.

Pemba, 19.11.2018



 

 

Leave a Reply