W pierwszej klasie liceum znałam już nieco Biblię, dlatego na katechezach lubiłam komentować wypowiedzi nauczyciela w oparciu o Słowo. Któregoś razu katecheta poprosił, żebym została w klasie po lekcji. Powiedział, że widzi we mnie pragnienie, żeby znać Boga. Zaskoczył mnie tym. Oczywiście, chciałam tylko Jezusa, ale nie spodziewałam się, że mój katecheta wprost o tym ze mną porozmawia. Katecheza to lekcja o religii rzymskokatolickiej, a nie o Bogu. Tak ją do tej pory widziałam. Ten nauczyciel powiedział mi o Ruchu Odnowy w Duchu Świętym. I o rekolekcjach, które odbędą się w wakacje.
Wzięłam w nich udział, ponieważ to, co przeczytałam w internecie wydawało się być tym, o czym kilka lat wcześniej opowiedział mi mój brat. I było. Tam spotkałam ludzi, którzy znali Boga. Którzy spędzali z nim czas, bo jest przyjacielem. Którzy żyli z Nim codziennie, a nie przez czterdzieści pięć minut w niedzielę. Tam po raz pierwszy w swoim życiu publicznie powiedziałam, że Jezus jest moim Panem*. Również tam zostałam ochrzczona w Duchu Świętym** i kilka dni później, już w swoim pokoju w rodzinnym domu zaczęłam modlić się innymi językami.
Po raz kolejny poczułam, że zaczęło się dla mnie nowe przestronne życie z Jezusem. Które szybko jednak ścisnęło się we mnie, kiedy zaczęłam chodzić z chłopakiem, który Bogiem nie był zainteresowany. Dziś wiem dobrze, że na moją niewłaściwą decyzję złożyły się wszystkie zranienia z przeszłości oraz romantyzowanie relacji. Zachłysnęłam się czyimś zainteresowaniem. I tak tkwiłam w nieszczęściu przez kolejne trzy lata. To nie były jednak lata bez Boga. Przychodziłam, trudniej mi jednak było Go znaleźć. Jakby za ścianą. Jakby daleko. Unikałam też innych chrześcijan, nosząc w sobie winę, że nie postępuję tak, jak powinnam. Wciąż pragnęłam żyć tylko dla Boga, ale niezdrowa relacja zatrzymywała mnie. Jednocześnie wnosiła w moje życie kolejne zranienia.
To było na pierwszym roku studiów, w Gdańsku, gdy znalazłam siłę, by zakończyć tę znajomość. Mieszkałam wówczas z moim bratem, tym samym, który kilka lat wcześniej przyjechał do naszego rodzinnego domu. Tamtego dnia opowiedziałam mu o ostatnich trzech latach zmagań. To przyniosło ulgę. I od razu rzuciłam się Jezusowi w ramiona.
Kościół, do którego chodził mój brat, przyciągał mnie. Pamiętam, gdy poszłam tam po raz pierwszy, w odwiedziny. Weszłam do domu, choć kościół mieścił się w starym magazynie przy dworcu kolejowym. Z ludźmi od razu stała się jakaś niewyjaśniona bliskość. Opowiadałam o swoim życiu osobom, o których wiedziałam jedynie z relacji mojego brata. Chciałam być częścią tego domu. A jednak nie umiałam zostać.
Wychowana w tradycji kościoła rzymskokatolickiego, nosiłam w sobie jego doktrynę. Głębiej niż myślałam. Co jakiś czas z tyłu głowy wracało pytanie: a co jeśli bycie w innym kościele to jednak grzech? Co jeśli naprawdę nie ma zbawienia poza kościołem rzymskokatolickim? Wówczas serce spotykało się z Bogiem i przychodziła pewność, że On jest ponad nazwami. Że nie mogę zaprzeczyć spotkaniu z Nim.
Potrzebowałam, by ktoś stamtąd mnie wysłuchał. Ale gdzie znaleźć księdza? Jak się z nim umówić? Poszłam do spowiedzi. Nie tyle po to, by się wyspowiadać, ale by podzielić się swoim dylematem. A ksiądz powiedział, że nie wyobraża sobie życia poza kościołem rzymskokatolickim. Ale jeśli mnie Bóg ciągnie do innego kościoła, jeśli tam widzę dla siebie życie, to tam powinnam iść. Nie mogę zostać.
Wyszłam stamtąd i już nigdy nie wróciłam. Potrzebowałam, by ktoś wypuścił mnie z dobrymi słowami, z błogosławieństwem. Dowiedziałam się o tym, gdy tak się stało. Przyszła wolność. W najbliższą niedzielę byłam na pierwszym nabożeństwie w miejscu, które później latami nazywałam swoim domem.
Tamtej niedzieli po raz pierwszy usłyszałam Boga, który mówił do mnie zdaniami, a nie jak wcześniej, odczuciami czy przekonaniami. Wówczas nie byłam pewna, czy to On rzeczywiście. Słowa te były dla mnie niemożliwe, ale zapamiętałam: “Będziesz głosiła ewangelię narodom.”
To był rok 2006. Latem przyjęłam chrzest w wodzie.***
*List do Rzymian 10:9-10,13: “Bo jeśli ustami wyznasz, że Panem jest Jezus, i uwierzysz w swym sercu, że Bóg wzbudził Go z martwych, będziesz zbawiony. Bo wiara płynąca z serca zapewnia sprawiedliwość, a jej wyznanie ustami zapewnia zbawienie. Dlatego zbawiony będzie każdy, kto wezwie imienia Pana.” Z łaski Bóg już umożliwił zbawienie dla każdego. Po stronie człowieka jest uwierzyć i przyjąć. Wówczas jest zbawiony.
**Ewangelia wg Łukasza 11:10,13: “Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto puka, temu otworzą. Skoro więc wy (…) umiecie dobre dary dawać swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.” Kochający Bóg Ojciec chce dać swoim dzieciom nadnaturalną moc potrzebną do życia nowym życiem. Żeby być ochrzczonym w Duchu Świętym wystarczy poprosić, uwierzyć i przyjąć. Wówczas człowiek jest wypełniony nadnaturalną Bożą mocą. Sylaby i pierwsze słowa w nieznanym języku napłyną z serca do ust. (1 list do Koryntian 14:14: “Jeśli bowiem modlę się obcym językiem, mój duch się modli, ale mój rozum nie odnosi korzyści.”) Wypowiadane na głos z wiarą, uwalniają Bożą moc i budują tego, który się modli. (1 list do Koryntian 14:4: “Kto mówi obcym językiem, buduje samego siebie, ale kto prorokuje, buduje kościół.”)
***Ewangelia wg Marka 16:16: “Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony.” Chrzest wodny jest widocznym znakiem decyzji, która została podjęta przez wiarę. Decyzji o uwierzeniu Bogu i przyjęciu zbawienia.