Mama

Mama pierwsza uczyła mnie kochania. Gdy zamykam oczy, widzę Jej dłonie – pełne i ciepłe, które obejmują moją twarz. To obraz dzieciństwa, który noszę w sobie. Wspomnienie o tej pierwszej bliskości, którą mi dała.

Mama zawsze ze mną była. I jest. Mijające lata starły rzeczy nieistotne i dziś właśnie za obecność jestem jej wdzięczna najbardziej.

To z nią czekałam w niedzielne popołudnia na powroty taty, który pomagał stryjkowi przy żniwach. To ona spędzała ze mną całe wakacje. To do niej na lekcje przychodziłam (Mama uczyła matematyki), gdy kończyłam wcześniej swoje i z nią wracałam do domu. To z nią chodziłam na miasto po szkole i jadłam borówkę prosto z krzaka. Co nie pomyślę, była, nawet gdy w późniejszych latach to bycie oznaczało jej oczekiwanie, aż wrócę.

Mama zawsze towarzyszyła mi w moich wyborach i ich konsekwencjach. Jako nastoletnia dziewczyna nieraz leżałam na wersalce zapłakana, przygnieciona liczbą obowiązków, które brałam na siebie w szkole. A ona była i słuchała. I mówiła, że nie muszę tego wszystkiego robić. Choć ja wiedziałam, że chcę, już wtedy popychana wewnętrzną potrzebą sięgania niemożliwego, samo to zapewnienie przynosiło ogromną ulgę. I siłę, by działać. Być może tym “nie musisz” dawała mi niewypowiedziane zapewnienie, że zawsze mam gdzie wrócić.

Mama była, gdy z tytułem mgr inż. matematyki stosowanej szukałam pracy w dziennikarstwie argumentując, że bardziej niż liczby interesują mnie ludzie. Była, gdy mając własne mieszkanie w Gdańsku, zostawiałam pewną pracę i cały mój świat, by wyjechać do Łodzi i pracować w fundacji pomagającej ofiarom handlu ludźmi. Była, gdy zapowiedziałam, że jadę do Indii, a potem do Mozambiku. Jest, choć ona wybierałaby inaczej.

Pamiętam też moją niewdzięczność. Nieposprzątany pokój. Albo sprzątanie polegające na wrzucaniu wszystkiego, co optycznie było sprawcą nieporządku za wersalkę. Popękane szyby w drzwiach do pokoi na skutek trzaskania, które było wyrazem mojej złości. Zbyt późne powroty do domu, choć obiecałam, że już więcej tak nie zrobię. Podbieranie pieniędzy, by kupić sobie coś, na co miałam ochotę. Zero chęci do prac w domu czy na działce, bo znacznie bardziej interesowały mnie intelektualne. Krzyk, gdy próbowała mi coś wytłumaczyć z matematyki, podczas gdy ja musiałam dojść do tego sama. Cały stos niewdzięczności.

A jednak właśnie wtedy mama uczyła mnie kochania najbardziej. Kochania, które nie oczekuje ani wdzięczności, ani zwrotu.

Mamo, dziękuję.

2 Replies to “Mama”

  1. Te nasze mamy. Ciekawe czy mój syn kiedyś mógłby napisac tak o mnie..

  2. anna7dabrowska says: Reply

    Na pewno będzie miał swoje dobre wspomnienia o dzielnej Mamie! 🙂

Leave a Reply