Nie bój się

“Usuń strach. Nazbierałam go przez zdarzenia i wypadki. Nie mogę go zabrać do Afryki. Nie wytrzymam tak jednego dnia. Usuń strach, niech puste po nim zapełni się radością.” Kiedy zapisywałam te słowa modlitwy na początku lipca tego roku, nie zdawałam sobie sprawy jaka jeszcze droga przede mną, zanim stanie się to, o co proszę.

Podczas tych ostatnich sześciu miesięcy w Mozambiku (październik 2020 – marzec 2021) bałam się tak, jak jeszcze nigdy. Kolejne mniejsze i większe choroby i niedomagania w naszej rodzinie doprowadziły mnie do miejsca, w którym budziłam się rano i patrzyłam na swoje ciało z obawą, że pojawiła się na nim jakaś nowa wysypka, albo narośl. Zanim wykonałam pierwsze ruchy, szukałam w ciele bólu. A wieczorami zasypiałam z myślami wyboru. Co jest lepsze? Żeby ucięto głowę najpierw Jo, a ja będę na to patrzeć, czy żeby ucięto ją najpierw mi, a potem Jo. Nie wiem, kiedy dokładnie znalazłam się w tym miejscu. Miejscu, którego nie umiałam jasno ocenić ze względu na paraliżujący strach, a więc i bez widocznej dla mnie drogi wyjścia. Dziś widzę, jak symptom po symptomie i okoliczność po okoliczności pozwalałam, aby strach mną kontrolował. Aż do momentu, w którym nie umiałam wrócić do miejsca pokoju z Bogiem – takiego, który bez względu na okoliczności, ponad wszelkie zrozumienie zatrzymałby mnie w Afryce – w uzdrowieniu i bez strachu. Ale wcześniej zdarzyło się coś jeszcze. Bałam się o Jo. To drzwi, przez które wszedł strach i przejął nade mną kontrolę.

Gdy przyleciałam do Polski, poczułam się bezpiecznie w rękach lekarzy. Ale bardzo szybko okazało się, że pojawiają się kolejne dolegliwości i diagnozy. I wtedy w moim sercu pojawiła się myśl, z którą jeszcze wtedy się nie mierzyłam, ale wiedziałam, że wkrótce będę musiała: “Przyleciałam z Mozambiku aż do Polski, aby się przekonać, że tylko Jezus może mnie wyleczyć.”

To proces. Głęboki, osobisty i wciąż w toku, więc tu wrzucę tylko kilka myśli.
 
Najpierw Bóg powiedział, że to On opiekuje się Josephem. To zdanie przyszło jak huragan, który pierwszy zmiótł natłok złych myśli. I zrobił miejsce. Wiecie, jak to jest, gdy On mówi. Rozrywa się niebo, a jednak twoje serce pozostaje całe i spokojne. Dopełnione. Pewne. Z prawdą, której nie można podważyć.

Ale gdy zaczął zbliżać się czas powrotu do Mozambiku, pojawił się znów strach. A z nim świadomość, że nie tak łatwo będzie wrócić. Wrócić i zostać. Wtedy znalazłam w sobie modlitwę, o której pisałam wcześniej.

Kiedy boisz się, że stracisz życie, przestajesz widzieć przyszłość. Odległe kiedyś lata skracają się do niedalekich miesięcy. A przecież tak bardzo chcesz je zatrzymać. Kiedy stajesz się gotowy, by stracić życie dla Niego, nagle, jasno, w głębokim oddechu, przyszłość pojawia się i poszerza. To jedna z największych zmian jaka się we mnie wydarzyła w ostatnim czasie. Przestałam bać się śmierci. Jeszcze raz. Bez tego nie mogłabym wrócić do Mozambiku.

Każdy z moich strachów zniknął od ciosu Bożym Słowem, któremu uwierzyłam bardziej niż temu, co widziałam i o czym mi powiedziano. “(…) Syn Boży właśnie po to się pojawił, by położyć kres jego (diabła) dziełom. (1 Jana 3:8)

O zwycięstwie dowiadujesz się w ciszy. Tak myślę, gdy zasypiam i już się nie boję. Boże Słowo jest moją stałą. Ono robi to, co mówi. Chcę być chronicznie zdrowa. Nie ze strachu. Ale dlatego, że to chronicznie zdrowie zapewnił dla mnie na krzyżu Jezus. Bym mogła kochać bez ograniczeń, gdziekolwiek On mnie pośle.

Piszę o tym wszystkim, żebyśmy nie dawali się oszukiwać. Bo ja też znałam Boże Słowo, gdy leciałam do Mozambiku. A jednak zbieg zdarzeń i moich słabości zaprowadził mnie w niebezpieczny zaułek. Nie dajmy się oszukać. On już zwyciężył świat. (Jana 16:33)

2 Replies to “Nie bój się”

  1. Dzięki Ci, Jezu!
    Aniu, dziękuję, że dzielisz się z nami swoją drogą z Jezusem.

  2. Piękne słowa!

Leave a Reply