Nie odkładaj ludzi na później

Pamiętam Anię, która miała dwadzieścia cztery lata i stała pod jednym ze szpitali w Gdańsku. Przed chwilą skończyła rozmawiać ze swoją szefową z dziennika, w którym pracowała. Ta zadzwoniła, by spytać jak się mają sprawy. Ania powiedziała, że jej narzeczony umiera. W odpowiedzi usłyszała zapewnienie o takiej przestrzeni i czasie, których tylko potrzebuje.

To w tamtym momencie Ania zrozumiała, że wszystko, co jej zostało, to relacje. To ludzie nosili ją przez kolejne tygodnie i miesiące, przez czarne dni z przerwami w oddechu. Nawet ludzie, którzy zupełnie nie wiedzieli, co powiedzieć. Oni też byli i to też wystarczyło.

Nie było planów ani marzeń. Praca – ta czy inna – była bez znaczenia. Co dziś ubiorę, co jutro przeczytam, nie zajmowało moich myśli. Nawet kawa w jakimś miłym miejscu nie dawała nic, choć przecież w smutnych dniach najczęściej działała. Ale to nie były smutne dni. To była strata, która zabrała teraz i zabrała jutro.

Pamiętam, jak w drodze do szpitala K. kupił mi kwiaty. Pamiętam pierwszą noc na ich kanapie w salonie. Pamiętam jak dzwoniłam do A. Tylko z nią mogłam rozmawiać, bo ona się nie bała. Nie paraliżowała jej wielkość mojego braku, mówiła o nim zwyczajnie. Ta zwyczajność trzymała mnie przed rozsypaniem. Pamiętam obiad u M. i wieczory z G. Wszystkie wiadomości pełne kochania bez odpowiedzi z mojej strony, na które czasem jeszcze zdarza mi się trafić.

Nie żałujcie mnie. Ja jestem cała, już długo. Ale rozejrzyjcie się.

Znikają nam ludzie.

Zostają po nich ludzie. I to ci, co zostają potrzebują rozmowy, ciszy, przespania się na kanapie bez tłumaczeń, dobrej herbaty, przytulenia, załatwienia małej sprawy, która teraz ich przerasta. Kogoś, kto będzie tylko na ich egoistyczne potrzeby. Może jest ktoś obok, kto gubi swój oddech po stracie. Kto nie umie jeszcze sam rano wstać z bólu po dziurze w sercu. A może możesz do niego pójść?

Często wraca mi gdzieś zdanie – nie moje słowa, ale moje serce. Nie odkładać ludzi na później. Tak chcę. Może Ty też zechcesz.

Leave a Reply