Osiem lat temu prawie wszystko, co miałam, spakowałam do małej piwnicy, a z jedną walizką wyjechałam do Afryki. Odkąd do Polski tylko wracam na jakiś czas, za każdym razem wyrzucam stamtąd kolejne worki niepotrzebnych rzeczy. A przecież wtedy zostawiłam je, bo wydawały mi się ważne. Dziś nawet nie mam pojęcia, co w nich jest.
Tu, w Polsce, tu, w polskim internecie, co chwilę ktoś próbuje mi powiedzieć, czego potrzebuję. Przekonać mnie, że zrobię dobrze, wydając swoje pieniądze. Bo przecież bez tego czegoś moje życie będzie uboższe, trudniejsze, mniej zdrowe, niespełnione. Tymczasem ja chadzam od czasu do czasu po centrum handlowym i nie mogę pozbyć się jednej myśli: ależ nam się w głowach powywracało.
Mi też.
Chcemy ciągle więcej. Myślimy, że tyle produktów jest niezbędnych. I ja nie mówię tylko o jakichś luksusach. Ale o każdej kolejnej łopatce do patelni, nowych spodniach czy dzbaneczku do mleka. Nie to, że są złe. Nie to, że te konkretne. Ale chodzi o pytanie: czego nam potrzeba naprawdę? I czy jeśli coś kosztuje tylko 10 zł, to warto je wydać na rzecz zbędną? Spróbujmy wziąć 10 zł, porwać je i wyrzucić do kosza. Zaboli?
Mozambik nieco mi pomógł, uwolnił, a moje kupowanie zracjonalizował. W Nacali, gdzie mieszkamy, jest jeden supermarket. Dużo sklepów z plastikiem. Plastikowymi krzesłami, skrzynkami, miskami, talerzami i pojemnikami przeróżnych kształtów. Jest też kilka sklepów chińskich. I pojedyncze „ze wszystkim”. W piekarniach są dwa lub trzy rodzaje białych bułek, które różnią się kształtem, nie smakiem. Są sklepy z częściami do samochodów. Budowlane. Apteki. I kilka butików z rzeczami drogimi i słabej jakości. W tym przepychu uda mi się coś czasem znaleźć zaskakującego w sklepie chińskim. Więc w Mozambiku, prócz jedzenia, leków i części do samochodu, zakupów raczej nie robię.
Za to robię listy. Przez cały rok planuję, co kupić w Polsce. Co jest nam potrzebne, a co by się przydało. Co będzie miło mieć. Te długie notatki mocno się w ciągu roku przeobrażają. Bo czas pozwala ochłonąć zachciankom. Z listy znikają więc rzeczy, które mogę jednak zastąpić czymś innym. Albo bez których mogę się obyć. Gdy docieram do Polski nie tylko wiem, czego potrzebujemy, ale i odporna jestem na wszystkie wyimaginowane życzenia własne.
Jednak chce mi się też nieco przyjemności. Przyjemności, która również jest potrzebą. Bo ładne rzeczy ułatwiają mi w Mozambiku oddech. Pozwalają pozostać Anią. Za każdym razem zabieram więc ze sobą ładny kubek, by pić kawę. Jakieś nowe ubranie. I coś do domu, co będzie tylko piękne.
A w Polsce robię tak, że zanim kupię, daję sobie kilka dni. Aż mi się wyciszy chcenie, a do głosu dojdzie zdrowy rozsądek. W większości przypadków po tym czasie wcale nie potrzebuję rzeczy, której tak bardzo pragnęłam jeszcze moment temu! No i rozmawiamy sobie z Bogiem o tych moich chceniach i tęsknotach. Bo przecież kto bardziej pragnie nas uszczęśliwić jak nie On, który nas wymyślił i natchnął życiem? Ulepił nas nie tylko z potrzebami podstawowymi, ale również z potrzebą piękna. On, zainteresowany najmniejszym i wcale nie najmniej ważnym. Co krok udowadnia, że jest i słucha. Spróbujmy z Nim porozmawiać. Nawet o tych butach, co od dłuższego czasu nam się podobają, ale nie są niezbędne.
Dobrobyt bywa podchwytliwy. Pyta o każdą naszą potrzebę. Wynajduje brak i zaraz przedstawia ofertę na uzupełnienie go. Ba, nawet umie stwarzać braki pozorne. Poszerza przestrzeń, w której mieści się mnóstwo w końcu niepotrzebnych rzeczy. Albo nieistotnych, które zajmują czas i nasze serca. Dobrobyt nas usypia i zabiera wrażliwość. I jeszcze wdzięczność. Przez niepamięć, jak bywało. Przez nieświadomość, jak mogłoby być. Aż zdarza nam się zgubić Najważniejsze.
Czyli co? Perspektywę, że pieniądze mają służyć, a nie zniewalać. Perspektywę, że pieniądze służą życiu, a nie są jego wyciskarką, byśmy mogli mieć jeszcze więcej. Perspektywę, że my sami, napełnieni, możemy się nimi dzielić z tymi, którzy nie mają tyle, co my. Wdzięczność za to, ile mamy i jakimi szczęściarzami w zachodnim świecie jesteśmy. Czyli Kogo? Jego samego, a z Nim dobre plany co do nas.
To bardziej cieszy – dawać niż brać. Tak też bezpieczniej. Dla równowagi. Dobrobyt potrzebuje się dzielić i dawać. Dla zdrowia.
„Przez to wszystko pokazałem wam, że w ten sposób pracując, trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który sam powiedział: Więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu.” Dzieje Apostolskie 20:35 SNP
Komuś pomóc. Kogoś zauważyć. Przy kimś się zatrzymać. Nie przejść obojętnie. Często modlę się o siebie samą tak: „Panie, nie pozwól mi odwracać wzroku od tego, który jest w potrzebie. Pomóż mi zareagować mimo pośpiechu, mimo niewygody przerwanego planu. Pomóż mi być uważną.”
Uważności nam!
/ Jeśli lubisz mnie czytać i chcesz wesprzeć mnie w pisaniu, możesz postawić mi wirtualną kawkę na Buy Coffee To. Dziękuję za każdą! /