Czasem budzę się rano i przypominam sobie, jak się tu znalazłam. Jako dziecko wyobrażałam sobie przyszłość przy biurku. Albo jako urzędnik, albo pisarz. Nie marzyłam o dalekich podróżach. Marzyłam o przewidywalności. Kiedy zaczęłam chodzić za Jezusem, marzyłam szerzej. Ale nie o misjach. Misje to były czyjeś egzotyczne opowieści. Aż do dnia, kiedy Bóg przedstawił mi swój plan. Minęło 10 lat zanim wyruszyłam w drogę.
Czasem budzę się rano i trudno mi pojąć, że leżę w łóżku w Afryce. I że to mój dom. I myślę, jak się tu znalazłam. O każdym pojedynczym kroku. O każdej małej decyzji. Kiedy je podejmowałam, nie wiedziałam, co będzie dalej. Wiedziałam, co mówi mi Bóg teraz. I to robiłam. Wystarczyło, by zaprowadzić mnie aż tutaj. Zaraz minie 5 lat odkąd jestem w Mozambiku z myślą, że zostanę na dłużej.
Czasem budzę się rano i zadaję sobie pytanie, czy naprawdę warto. Tu chorujemy częściej. Tu częściej czuję się źle, słabo, brak mi fizycznie sił. Tu, paradoksalnie, życie jest znacznie droższe niż w Polsce. Tu nie mam bliskich mi ludzi i często czuję się samotna. Tu Jo rośnie głównie z nami, dorosłymi. Tu bywa niebezpiecznie. Tu spędzam najlepsze lata mojego życia, kiedy powinnam zarabiać pieniądze i zabezpieczać przyszłość. (Ktoś mi nawet powiedział przed wyjazdem, że misjonarze często wracają po latach wypaleni, z długami i z dziurą w CV. Tak to pamiętam.) Tu nie mamy swojego własnego miejsca. Tylko samochód, który psuje się kilka razy w miesiącu. Lista jest dłuższa.
Czasem budzę się rano i widzę siebie jakby z góry. I ta lista rośnie mi przed szeroko otwartymi oczami. I wtedy przypominam sobie, Kto mnie tu przyprowadził. W szczegółach. I dlaczego zostałam. Dlaczego wciąż pozostaję. To Jezus jest moim jedynym powodem. Jedynym, dla którego warto zrezygnować ze wszystkiego. Wszystko stracić. W Mozambiku muszę wracać do tej prawdy niemal codziennie. Dbać o nią. Odświeżać. Inaczej, wyjechałabym dawno.
Moją nagrodą jest Jezus. I patrzenie na wszystko, co tu robi. Wcale nie ocean ani palmy, ani świeże kokosy, mango i ananasy, wielkie awokado czy słońce prawie przez cały rok – jak to niektórzy widzą. Jezus, który wystarczy. Przypomina mi się sen, który śniłam w 2016 roku. O tym, jak byłam w Mozambiku i jak ktoś potrzebował mojej pomocy w środku nocy, a dla mnie było to niewygodne. Bóg powiedział: “Masz prawo odpoczywać, spać w nocy. Przecież noc jest od spania, a ty jesteś zmęczona. Możesz z nimi nie iść, ale wówczas nie zobaczysz, jak Ja działam.” Wtedy podjęłam decyzję, że lecę do Mozambiku. Dziś wiem, że jeszcze nie widziałam tego, co mi wówczas Bóg zapowiedział. Jeszcze nie stało się to, co wtedy miał na myśli. I dziś czekam niecierpliwie, by zobaczyć, jak On działa. By w tym uczestniczyć.
Czasem budzę się rano i myślę o tych wszystkich, których teraz woła Bóg. Na misje dalekie i misje bliskie. O kosztach. I o tym, że jednak warto. O drogach przeróżnych. I o Jednym Bogu. I o nas, jako o całości, przygotowującej się dla Niego. Aż znowu przyjdzie.
Gdzie Ciebie woła Bóg? I co Cię w związku z tym martwi? Czy pójdziesz mimo wszystko? Powiedz. Sobie. Możesz też mi, jeśli chcesz.