Tamte wakacje miałam spędzić z przyjaciółmi, przemierzając malownicze kraje bałkańskie. Cieszyłam się na myśl o nieznanych mi widokach, szerokich przestrzeniach, smakowaniu nowego i na czas spędzony z ludźmi, z którymi połączył mnie Bóg. Jednak w tamtym okresie oczekiwania na podróż zaczęłam odnajdywać w sobie pewną myśl. Nieco dziwną, nieprzystającą do mojej radości. Wręcz tłumiącą ową radość. I w końcu, intrygującą. Myśl, by nie pojechać. Myśl, że sam Bóg chce ze mną spędzić wakacje. Nie było awantury: ? Tato, nigdzie nie jadę! Chcę z nimi! ? Mówię, że pojedziesz sama! Zrobił to cicho, jak to On, zwyczajnie zmieniając pragnienie mojego serca.
Zabrał mnie w dzicz, na czym zależało mi bardzo. Wynajęłam pokój gdzieś w górach i pojechałam. Choć wtedy pracowałam jako menager w firmie medycznej, moje serce rwało się do pracy, która byłaby związana bezpośrednio z pomaganiem. Im bliżej wyjazdu, tym jaśniej widziałam, że Bóg chciał spędzić czas tylko we dwoje, by przygotować mnie do służby. Zabrałam więc ze sobą stosy notatek i nauczania dotyczące służenia, trochę zmęczona już na samą myśl, że miałabym to wszystko przeczytać i odsłuchać. Lecz Bóg ma w zwyczaju robić rzeczy po swojemu.
Przypominam sobie moją pierwszą modlitwę. Od dłuższego już czasu pracowała we mnie myśl, że Jezus był motywowany do służby współczuciem. Współczuciem, którego ja w sobie nie znajdowałam. I nie chodzi tylko o ten ścisk serca i myśl, jak bardzo nam przykro. Jezus widział potrzebę, ból czy bezradność, a Jego odpowiedzią było działanie. A działał, ponieważ kochał.
Prawie każdy widząc kogoś w trudnej sytuacji współczuje mu. Kiedy w telewizji migają nam obrazki z wojen, jest nam przykro, ale zwykle wolimy zmienić kanał. Wierzę, że tym, co nie pozwala nam odwrócić wzroku, ale działać jest właśnie miłość. Miłość jest spoiwem, które wiąże współczucie z działaniem.
Dlatego pragnienie, by kochać jak Jezus pochłaniało mnie. Prosiłam Go o takie objawienie miłości, by czyn w odpowiedzi na potrzebę był odruchem. Sami nie jesteśmy w stanie wyprodukować tego rodzaju współczucia, które wiąże się z działaniem. Zawsze wygodniej jest wybrać odwrócenie wzroku. Zawsze znajdzie się mądra odpowiedź na brak reakcji. Ja chciałam z tym skończyć.
Wiedziałam, że potrzebuję objawienia Jego miłości. Wiedziałam, że potrzebuję takiego objawienia Chrystusa, by już nigdy nikogo nie pominąć. Bo doskonały wyraz miłości jest tylko jeden ? Jezus wysłany na krzyż przez Ojca dla naszego zbawienia. Wtedy po raz pierwszy od czasu oddania życia Jezusowi przyszło mi się zmierzyć bardzo głęboko i świadomie z realnością wersetu 16. z 3. rozdziału Ewangelii Jana:
Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.
Wersetu niemierzalnego. O miłości nie do pojęcia!
Bóg Ojciec pokochał człowieka bez gwarancji wzajemności. Nie mógł otrzymać zapewnienia, że ten będzie mu choćby wdzięczny. Więcej, nie było pewne, czy skorzysta on z obfitości daru, jaki jest w śmierci i zmartwychwstaniu Bożego Syna. Ojciec nie zapewnił, że kocha, ale poświęcił Syna, żeby uratować człowieka. To taka miłość, z którą wiąże się działanie.
Wtedy powstało we mnie przekonanie, że miłość, którą zostałam ukochana przez Ojca jest kluczem. Początkiem każdej służby. Musi stać się motywacją każdego mojego działania.
Tam, w górach, zaczęłam więc prosić Boga o przegląd i czyszczenie moich motywacji. Wiecie, gdy prosimy Go o takie rzeczy, wkrótce odkrywamy, że jesteśmy naprawdę podłymi ludźmi. Bo wówczas On, w odpowiedzi na naszą prośbę, podświetla każdą najmniejszą nieprawidłowość naszego serca. Nie po to jednak, by nas potępiać. Po to, byśmy mogli sięgnąć po łaskę do każdego z tych miejsc i móc wyprostować swoje motywacje.
Bóg ma w zwyczaju robić rzeczy po swojemu. Notatki i nauczania o służeniu schowałam do torby. Zamiast tego Bóg pracował nad moim sercem i objawiał mi Swoją miłość.
W ciągu tych dziesięciu dni, które spędziłam z Bogiem, ugruntowało się we mnie przekonanie, że jestem powołana do kochania. Że w tym zamyka się całe moje życie, jakkolwiek to kochanie nie będzie wyglądało w przyszłości. I jeszcze, że może naturalnie jestem introwertykiem, ale w Chrystusie jestem ekstrawertykiem miłości!
Ostatniego dnia zapisałam: I oto z końcem lata przychodzi nowe. Nowe, na które bardzo się cieszę, choć jeszcze nie wiem, czym jest.
Zdarzyło się to w sierpniu 2015 roku, a już na początku stycznia 2016 w swoim mieszkaniu w Gdańsku pakowałam jedną walizkę do Indii i wiele kartonów z resztą moich rzeczy do Łodzi. Od lutego miałam zacząć pracę w fundacji pomagającej ofiarom handlu ludźmi. Wówczas już od pięciu lat interesowałam się tematem i miałam w sercu pragnienie, by robić coś więcej w tej sprawie. Naszym pierwszym zadaniem miało być stworzenie domu schronienia dla kobiet, które stały się ofiarami handlu ludźmi. Dla mnie oznaczało to jedno ? możliwość kochania. Zanim jednak znalazłam się w Łodzi, spędziłam dwa tygodnie w Indiach w podróży misyjnej. Doświadczyłam tam wyraźnie, że moje możliwości są bardzo ograniczone, lecz nie ma to żadnego znaczenia, ponieważ możliwości Boga nie są. W lipcu pierwsze osoby pojawiły się w naszym domu, a ja zaczęłam odkrywać jak bardzo człowiek może zniszczyć człowieka. Pośród tego zniszczenia Pan pokazywał mi jednak, że również w nieprawdopodobnym bólu Jego miłość jest odpowiedzią. Pod koniec października, tym razem w łódzkim mieszkaniu, szykowałam się do kolejnej podróży misyjnej, tym razem do Mozambiku. Bóg nauczył mnie przez nią, że gdy On powołuje, to i zaopatruje. Dzisiaj znowu zbieram się do drogi.
Gdy odwracam głowę i przyglądam się tamtym chwilom spędzonym z Bogiem w górach, widzę wyraźnie, że wówczas wprowadził mnie na drogę kochania, choć jeszcze nie miałam pojęcia, jak to będzie wyglądać. I jestem obezwładniona wdzięcznością. Zaskoczona, co zrobił w moim życiu i przez moje życie w tak krótkim czasie. I oczekuję więcej.
To jest moja historia, ale musisz wiedzieć, że istnieje też Twoja. Taka, której ja nie mogę powtórzyć. Nikt nie może. W związku z tym chciałabym postawić Ci pewne wyzwanie: gdzie Ciebie zaprowadzi droga kochania?
Czasami okazanie miłości polega na wypuszczeniu z rąk tego, kogo albo co się kocha…po to żeby mogła przyjść bardziej miłość Boga, która uzdalnia nas do życia w prawdziwej wolności i w bardziej prawdziwym jej okazywaniu.
Tzn miłości?