5/ Przeciwko handlowi ludźmi

To, że potrzebuję być blisko człowieka, któremu pomagam, pierwszy nazwał Andrzej. Zadzwoniłam do niego i długo opowiadałam o moich dotychczasowych wybojach w życiu i pracy zawodowej. I niewygodzie. I niepasowaniu. On nie mówił długo. Tylko tyle, że dopóki nie będę bezpośrednio pomagać innym ludziom, będę miała ten wewnętrzny konflikt. To było odkrycie o tym, jak zaplanował mnie Bóg.

W tamtym czasie poznałam Danielę, dziewczynę, do której prowadziły mnie wszystkie drogi. Kogo bym nie zapytała, wskazywał na nią. Kilka lat wcześniej byłam na konferencji dla kobiet, gdzie poruszany był problem współczesnego niewolnictwa i handlu ludźmi. Wówczas usłyszałam o tym po raz pierwszy. To, że ktoś nie może zdecydować o sobie, podczas gdy Bóg pozwala nam decydować o życiu z Nim lub bez Niego, krzyczało we mnie z niezgody.

Danieli wysłałam jeden e-mail, na który odpowiedziała. Później zaprosiłam ją, aby mówiła na konferencji dla studentów o pracy przymusowej i współczesnym niewolnictwie. Wówczas spotkałyśmy się po raz pierwszy. Po jakimś czasie to ona zaprosiła mnie na szkolenie związane z problemem handlu ludźmi. To wtedy, na tyłach miejskiego autobusu w Warszawie, przeczuwałyśmy, że Bóg ma na myśli większy plan – dla nas obu. Daniela zaprosiła mnie do współtworzenia fundacji.

Kilka miesięcy później pakowałam wszystkie swoje rzeczy. Jedną walizkę do Indii. Jeden plecak w góry. Dużo kartonów do Łodzi. Ja, dziewczyna, która całe życie chciała mieć jedną pracę, jeden dom i jedno miejsce. Która tak rozumiała stabilność. To była moja droga na najbliższy czas. Czy wówczas przypuszczałam, że jeszcze w tym samym roku polecę do Mozambiku? Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Ale Bogu już tak. W dotychczasowej pracy złożyłam wypowiedzenie. Niepasowanie zniknęło. Bóg przesuwał mnie z miejsca, do którego nie należałam do miejsca, które dla mnie przygotował.   

Indie to była moja pierwsza podróż misyjna, w ramach szkoły biblijnej Charis. O mojej najważniejszej lekcji stamtąd piszę tu: http://annadabrowska.org/niewidzialni/. Ale z tej podróży pamiętam również ciągłe zmęczenie. Upał. Problemy żołądkowe. I dochodzenie do swoich możliwości raz po raz. Pamiętam jak któregoś wieczoru stałam pod prysznicem, wykończona, ze zbiorem wątpliwości i pytań w sercu, już zestresowana kolejnym dniem. I jak przyszła ulga z Jego słów, że to nie moje możliwości, ale Jego*. Że to nie ja, ale On tego dokona**. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że w najbliższych latach będę musiała codziennie korzystać z tych Słów. Nimi żyć. Niemniej, w tamtym czasie, wciąż misje nie były moim pragnieniem ani planem.

Po powrocie z Indii i po kilku dniach spędzonych w górach, wróciłam do Łodzi. Dziwne to było uczucie. Wyjeżdżałam z Gdańska, wracałam do Łodzi. W międzyczasie mój brat i kolega przeprowadzili mnie w nowe miejsce. Dziwne i ekscytujące. Boże przesunięcie.

Następne miesiące były jednymi z najtrudniejszych i najlepszych w moim życiu. Byłam tyle, ile było potrzebne. Choć miałyśmy ustalony rytm pracy, sytuacja stała się bardzo dynamiczna, kiedy do domu, który fundacja założyła, zaczęły przychodzić pierwsze osoby. Kiedy policja zaczęła dzwonić do Danieli i mówić: “Mamy kobietę. Przyjedziecie?” Pamiętam, jak któregoś wieczoru wyszłam rano do pracy z myślą, co będę robić po południu. Wróciłam następnego dnia późną nocą. W międzyczasie spałam kilka godzin w ubraniu na kanapie w domu fundacji, żeby rano znów ruszyć w drogę. Ale nie to było najtrudniejsze. Najtrudniejsze było być z kobietami i wszystkimi ich opowieściami. I widzieć, co zrobił im drugi człowiek. Najtrudniejsze było zostawać w domu na noc z osobami, co do których trzeba było mieć ograniczone zaufanie, a jednocześnie kochać je. Najtrudniejsze było, kiedy dotykała nas cała rzeczywistość duchowa, którą te kobiety wnosiły do domu fundacji. Najtrudniejsze było chcieć pomóc, widzieć doraźne uśmiechy, ale nie widzieć trwałych zmian w życiu. I wciąż wierzyć, że to, co robimy, ma znaczenie.

Wracając do swojego mieszkania, oglądałam się przez ramię wiele razy. Gorące długie kąpiele po powrocie do domu brałam prawie codziennie. Tak schodziło napięcie. W soboty, jeśli mogłam spałam tak długo, ile potrzebowało moje ciało, a potem budziłam się, jadłam i znów drzemka.   

Nie mogę i nie chcę przytaczać tu całego zła, które oglądałam w tamtym czasie. Dlatego napiszę, co lubiłam najbardziej. Najbardziej lubiłam spędzać czas z dziewczynami na codziennych zwykłościach. Iść razem do parku na spacer. Na gofry. Iść na zakupy. Świętować pierwsze urodziny małego chłopca. Gadać o babskich drobnostkach. To w tamtym czasie obejrzałam wszystkie filmy muzyczne dla nastolatek! I uczyłam się, że kochanie wystarczy właśnie takie – w pozornie nieznaczącej obecności.

I ludzie, których spotkałam po drodze. Bóg utkał przeróżne relacje, które nosiły mnie w tamtym sezonie, ale również, co zrozumiałam dopiero później, umożliwiły pójście dalej za Jezusem. W moje niemożliwe, a Jego możliwe. Bo kiedy głośniej krzyczy do nas to, co widzimy, a mamy podejmować decyzje i żyć w oparciu o to, co niewidoczne, potrzeba czasem ludzi, którzy w chwilach naszego zwątpienia postawią nas do pionu. I tak, gdy ja nie widziałam, zawsze obok był ktoś, kto mówił, że to jest, choć nie do zobaczenia. Bo Kościół Jezusa Chrystusa jest też po to, aby wierzyć z nami w nasze niemożliwe. Obszerniej o nich piszę tu: http://annadabrowska.org/oni/. O relacjach, które są o czymś więcej niż tylko o tamtym czasie mojego życia.

Byłam na swoim miejscu. Kochanie było moją pracą. Robiłam to niedoskonale, ale zawsze patrząc na Niego. Szybko jednak zauważyłam w sercu pragnienie czegoś więcej. Trudno o tym opowiedzieć. Dopiero co przyjechałam do Łodzi, wywracając moje życie do góry nogami. Tylko dla Niego. Ale to, co płonęło w środku, było o kochaniu. O czymś jeszcze nowym dla mnie. W tamtym czasie coraz częściej wracały do mnie myśli o książce o misjach, którą czytałam rok wcześniej. Myśli o Mozambiku. Kraju, o którym nic nie wiedziałam. 

__________

* “(…) Wystarczy ci moja łaska, w słabości doskonali się moc. (…)” (2 Koryntian 12:9)

** “Ten, który was powołuje, jest wierny, On też tego dokona.” (1 Tesaloniczan 5:24)

** “(…) Nie dzięki mocy, ani dzięki sile, stanie się to dzięki mojemu Duchowi – mówi Pan Zastępów.” (Zachariasza 4:6)

Leave a Reply