Siedzą. Na ziemi, kawałku maty, stołku, połamanym krześle. W cieniu, koniecznie w cieniu. Albo przykryci kawałkiem materiału, zwłaszcza ich głowy. Siedzą, by przetrwać żar.
Rozumiem ich. I też nie rozumiem. Rozumiem, że ciała są wyczerpane. Moje w Mozambiku zawsze. Wszystko przychodzi ciężej przez te trzydzieści stopni w domu. I trzydzieści kilka w cieniu. Chciałoby się mieć ze dwie drzemki w ciągu dnia. Chciałoby się leżeć, pocić i czekać na zmrok, który przynosi nieco ulgi. Chciałoby się nic nie zrobić. Ale jeść się jednak chce. Ale woła w środku ta uporczywa myśl – że życie mija i co w nim zrobię? Jedynym, danym. To podnosi ciało do pionu. I jakoś je trzyma w ryzach.
I wtedy myślę o tych, którzy siedzą. Podglądam ich czasem z okien mojego domu. Jeden z nich sprzedaje paliwo w butelkach naprzeciwko nas. Rozumiem. Czeka na klientów. Ale co tam robi kilku dorosłych mężczyzn przez cały dzień? Myślę od razu, że marnują dni. I od razu zastanawiam się, co mogliby podczas takiego siedzenia robić. Może czegoś się nauczyć? Wszyscy mają telefony z dostępem do internetu. Może wymyślić swój biznes? Może szukać pracy? Może iść do domu i pomóc w codziennych domowych obowiązkach? Spędzić jakościowy czas z dziećmi?
Chciałabym. Ale to nie ich kultura. O ile można by ich zachęcić do znalezienia jakiegoś źródła zarobku lub zrobienia kursu, to nie będą się samodzielnie dokształcać, ani robić żadnej z wymienionych przeze mnie rzeczy. Raczej wybiorą, by siedzieć. Już wybrali.
Czy można przyjść do czyjegoś domu i zaproponować mu życie według innego wzorca? Tylko dlatego, że ma się więcej wiedzy, doświadczenia, patrzy się szerzej? Ja osobiście nie umiem tego zrobić. Być może nie ma we mnie nic z nauczyciela.
Niemniej szukamy tu, w Mozambiku, możliwości, by pomagać. Nie ingerować, nie ustawiać żyć po naszemu. Ale podążać za jakimiś już obecnymi marzeniami czy planami. Wyszukiwać tych, którzy być może siedzą, ale wstać by jednak chcieli. Takie oto zadanie, które przemawia do nas znacznie bardziej niż dawanie bez ustanku. (Nie mówię tu o sytuacji kryzysowej, w której dawanie jest odruchem miłości.) Dawać możliwości zamiast chwilowego rozwiązania.
W kraju, gdzie bezrobocie sięga 30 procent. W kraju, gdzie płaca minimalna to 5800 meticalów (395 zlotych).
Gdy rano wybierzesz się, by przemierzyć miasto, wielu pracuje. Naprawiają drogi. Noszą ciężkie worki. Sprzedają wypiekane w nocy pączki. Wlewają paliwo na stacjach benzynowych i pracują na kasach. Są ich pełne urzędy i banki. Uczą w szkołach i na uniwersytetach. Pracują w porcie i na statkach. To bardzo dobrze. Chcemy, by było ich więcej. Choćby o jedną osobę więcej.
Mozambiku, z roku na rok zadajesz nowe pytania, niekoniecznie odpowiadając na poprzednie. Mimo tego myślę, że tak lepiej. Uczysz, że mój świat nie jest jedynym słusznym. Uczysz mnie pokory.
/ Możesz mnie wesprzeć jako twórcę na platformie Buy Coffee To. Dziękuję! /